Terapia z udziałem psów-metody pracy, problemy, informatorium dziedzinowe
dogoterapia
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Terapia z udziałem psów-metody pracy, problemy, informatorium dziedzinowe Strona Główna
->
Domy dziecka
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Forum ogólne
----------------
UWAGA-OGŁOSZENIE
REGULAMIN FORUM
Przedstawmy się-ABY DOSTAĆ PEŁEN DOSTĘP DO FORUM
Scenariusze zajęć
Szpitale
Hospicja
Domy dziecka
Instytucje penitencjarne
Domy Opieki Społecznej
Edukacja humanitarna
Standardy prowadzenia dogoterapii
Literatura tematu
Linki-DOSTĘPNY
Motywacja
Papla-ment
Co, Gdzie, Kiedy-EDUKACJA
Materiały i narzędzia pracy- jakie i gdzie kupić.
Szkolenie psów
Dogoterapia społeczna
PROJEKT- Forum Zamkniete
Inne
----------------
Uwagi techniczne
Nasze psy
----------------
Problemy szkoleniowe
Wiosna, Lato, Jesień, Zima -czyli gdzie z psem
Nasze koty w....
----------------
Nasze koty w...naszym życiu
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Hekatte
Wysłany: Pon 19:25, 25 Lut 2008
Temat postu:
Tak. Oprócz cech autyzmu, FAS w 100%-tak twierdza specjaliści.
Yrr
Wysłany: Pon 19:15, 25 Lut 2008
Temat postu:
Gratuluję. Wszystkim bym życzył takich "minimalnych"rezultatów jak zaangażowanie rodziców, wyciągnięcie ich z nałogu, współpraca dziecka z grupą. I wszystko zaledwie w ciągu roku.
Moim zdaniem znacznie łatwiej pracować z dzieckiem niż doprowadzić do najmniejszej nawet zmiany w jego środowisku. Ty usunąłeś przyczynę (w każdym poważną jej część), zostały tylko do zniwelowania jej skutki i skromnie piszesz o minimalnych zmianach
Z czystej ciekawości zawodowej: poza zgubnym wpływem rodziny dysfunkcyjnej, dziecko ma jeszcze zdiagnozowaną jakąś chorobę ?
Hekatte
Wysłany: Pon 16:37, 25 Lut 2008
Temat postu:
Yrr
Mimo ze temat z przed......2 lat, to nadal aktualny. Przeczytalem z wielka uwaga twoje spostrzezenia. Od ponad roku pracuje z dzieckiem indywidualnie wraz z psychologiem ktory doszedl do zespolu okolo roku temu. Poniewaz pracuje i w Poznaniu i w ostatnim czasie coraz czesciej w Kolonii, do naszej trojki doszedl jeszcze jeden pomocnik, ktory kontynuuje moje obowiazki. Czy sa rezultaty?
Minimalne ale sa. Dziecko ponownie zostalo zdjagnozowane. Do pracy nad dzieckiem zaangazowalismy rodzicow-od roku nie pija, uczestnicza w zajeciach dla rodzicow.
Sam dzieciak zaczal wspolpracowac z mala grupa.
Pracujemy, pracujemy.
Yrr
Wysłany: Pon 10:07, 25 Lut 2008
Temat postu:
Wszyscy lecą OF to ja też, a admin lub mod może niech zmieni tytuł wątku.
Leszek napisał:
Powiem coś co pewnie Wam sie nie spodoba. Myśmy po paru latach doświadczeń takich jak te opisane przez Was i gorszych Evil or Very Mad odpuścili temat placówek.
Doszliśmy do wniosku, że robimy dzieciom wiecej krzywdy niż pozytku i na dodatek sami się wypalamy kompletnie bez sensu.
Nie moze być tak, że terapeuta uruchamia w dzieciaku jakieś fajne procesy, razem sie nakrecaja i jest OK ... na zajęciach ... a potem nasz człowiek idzie do domu a dzieciaka ostro wstawiają spowrotem w tryby placówki. To generuje koszmarne problemy.
Te dzieci placówkowe mają super schematy przystosowawcze wyuczone na blache. My im je rozpieprzamy w drobny mak bo ta cholerna praca z psami tak własnie działa! I potem zostawiamy na lodzie. Niestety - tak to działa. Ja już próbowałem dziesiatek sposobów, żeby jakoś inaczej to ustawić ale odpadłem - serio - jedyne co mógłbym zrobić z czystym sumieniem to razem z cała ekipą po prostu te "psie" dzieci stamtad zabrać i przywieźć do DOMU.
Przepraszam, za te zaczepne zdanie: ale taka postawa to uciekanie przed problemem. Poruszyłeś w tej bardzo trafnej wypowiedzi kilka bardzo mądrych obserwacji, które wymagały by analizy znacznie szerszej niż kilka zdań na forum, ale spróbuję.
Największym przekleństwem, ale również skarbem zooterapi są wolontariusze. Ich przekleństwo polega na tym co wyżej opisałeś. Idą do różnych placówek, robią coś w zamierzeniu dobrego, zupełnie nie analizując całego rozbudowanego drzewa przyczynowo-skutkowego, na którego gałęzi siadają. Nie chcę być, źle zrozumiany dlatego od razu dopowiem, że nie podejrzewam wolontariuszy ani fundacji ich posyłających o złą wolę, ale o zwykły brak wiedzy. Czyli to o czym piszesz w innym fragmencie: wiedza, doświadczenie, samodoskonalenie i ciągłe dokształcanie.
Moim zdaniem placów, również domy dziecka, a może one w szczególności, są świetnym miejscem do pracy z psami. Ale trzeba do tego podejść z naprawdę dużym rozmachem. Wiedza i doświadczenie, które trzeba posiadać zwykle przekraczają możliwości jednej osoby.
Cytat:
Dla mnie kolejność jest taka:
lekarz
pedagog
fizjoterapeuta
psycholog
spec od resocjalizacji
pracownik socjalny
inne "ludzkie" Wink zawody ...
Bardzo trafna uwaga, z jednym niedopatrzeniem: nad tym wszystkim musi być menadżer. Czyli osoba zarządzająca, skupiająca i kierująca pracami całości. Nie chcę tu rozpoczynać debaty nad tym czy lekarz się nadaje - IMO i z doświadczenia uważam, że jak ma być to zrobione dobrze to konieczny jest menadżer. Jego wykształcenie nie ma większego znaczenia, znaczenie ma to, żeby miał ogólne pojęcie o całości, czyli zarówno o problemach domu dziecka jak i o tym po co wolontariusz ma klikier, albo saszetkę ze smakołykami. Jeśli menadżerem często nazywanym koordynatorem (dlaczego to nie jest najlepsza nazwa napiszę później) jest lekarz, nie powinien on brać udziału w pracach również jako lekarz, bo po prostu braknie mu całościowego spojrzenia z odpowiednim dystansem.
Żeby zorganizować takie zajęcia w dużej placówce, trzeba zacząć jak z pacjentem: rozpoznanie, diagnoza, leczenie, kontrola i powrót do rozpoznania. Żeby wszystko było dobrze zrobione potrzeba na to pieniędzy. I od tego jest menadżer, żeby zarysował i wspomagał sposoby pozyskiwania środków finansowych. Potrzeba będzie tylu pomocy specjalistów, że na pewno trafi się 2-3, którzy za dziękuję nie kiwną nawet palcem. A jak już wcześniej udowadniano, całość może się rozsypać jeśli braknie jednego sprawnego ogniwa. Pozyskanie środków to nic innego jak staranie się o większe wpływy z jednostki nadrzędnej, pozyskanie sponsorów oraz staranie się o granty (do marca można składać wnioski na działanie, w którym idealnie zawiera się właśnie to zagadnienie). Koordynator, do tego jeszcze wolontariusz nie ma szans udźwignąć takiego zadania. Potrzeba do tego osoby na cały etat i do tego z pasją i zaangażowanej.
Nikt za to odpowiedzialny w naszym kraju, nie da pieniędzy na taki etat (starostwa itp. uważają, że od tego są dyrektorzy, zupełnie zapominający o tym, że obciążyli ich taką masą pracy biurowej, że oni nie mają najmniejszych szans na skonstruowanie nawet ogólnej koncepcji takiego pomysłu). Dlatego menadżer i specjaliści muszą być opłacani z środków finansowych pozyskanych do tego projektu. Wolontariusze jak się dowiedzą, że są jedynymi, którzy zasuwają za darmo.... chyba nie muszę kończyć.
Wracając do sedna sprawy. Da się a nawet należy pracować w placówkach, tylko trzeba do tego odpowiednio podejść. W tym roku jest łatwiej, bo można wystarać się o kilkaset tysięcy z grantów, co pozwala wdrożyć i prowadzić program przez rok czasu. Ten rok powinien wystarczyć na zmianę całego ośrodka na tyle, żeby w przyszłości praca była łatwiejsza (mniejsze nakłady) i łatwiejsze było pozyskanie potrzebnych środków. To co teraz jest balastem (czyli negatywny wpływ całego środowiska) powinno stać się samopowtarzalnym mechanizmem motywująco szkolącym.
W przypadku braku takiego dużego dofinansowania na starcie, praca jest znacznie bardziej rozłożona w czasie, stawia więcej wyzwań ale też jest to zrealizowania. Nie udaje się osiągnąć efektu skali, który znacznie przyspiesza całość pozytywnych zmian i dłużej się dąży do punktu od którego anomalie stają się marginesem i są eliminowane, a nie tak jak to mam miejsce teraz eliminują pozytywy przez swoją wszechobecność.
W tym roku startujemy z dwoma projektami. Jeden mam nadzieję będzie właśnie dofinansowany środkami unijnymi, drugi chyba nie ma szans na odpowiednie zaangażowanie decydentów, dlatego będzie pracą rozłożoną na lata. Bardzo się cieszę, że jest mi dane przygotowywać oba projekty, mam nadzieję, że za parę na bazie tych doświadczeń uda mi się napisać pracę, która ułatwi podążanie tą ścieżką innym pasjonatom.
Hekatte
jeśli nie jesteś w stanie zaangażować się w poprawę funkcjonowania całej placówki, postaraj się chociaż o indywidualną pracę z tym jednym dzieckiem. Na pewno nie jesteś w stanie tego zrobić indywidualnie, potrzeba Ci będzie pomoc psychologa, doświadczonego lekarza i terapeuty. Dziecko trzeba zdiagnozować, ale nie pozwól się zbyć stwierdzeniem, że to lekki niedorozwój lub problemy z aklimatyzacją w trudnym środowisku. To wszystko są takie "wytrychy" pojęciowe, które pozwalają lekarzowi przepisać leki i spławić pacjenta. Jeśli coś zdiagnozuje, niech od razu poda przyczynę i zaproponuje leczenie. Jeśli lekarz nie potrafi tego zrobić, szukaj innego specjalisty bo ten tak naprawdę nie ma pojęcia co jest z dzieckiem.
Zmiany:
O kurcze właśnie zobaczyłem, że to temat sprzed 2 lat. Będę zwracał baczniejszą uwagę na daty.
Hekatte
Wysłany: Czw 11:46, 14 Wrz 2006
Temat postu:
Leszek napisał:
Powiem coś co pewnie Wam sie nie spodoba. Myśmy po paru latach doświadczeń takich jak te opisane przez Was i gorszych
odpuścili temat placówek.
Doszliśmy do wniosku, że robimy dzieciom wiecej krzywdy niż pozytku i na dodatek sami się wypalamy kompletnie bez sensu.
Nie moze być tak, że terapeuta uruchamia w dzieciaku jakieś fajne procesy, razem sie nakrecaja i jest OK ... na zajęciach ... a potem nasz człowiek idzie do domu a dzieciaka ostro wstawiają spowrotem w tryby placówki. To generuje koszmarne problemy.
Te dzieci placówkowe mają super schematy przystosowawcze wyuczone na blache. My im je rozpieprzamy w drobny mak bo ta cholerna praca z psami tak własnie działa! I potem zostawiamy na lodzie. Niestety - tak to działa. Ja już próbowałem dziesiatek sposobów, żeby jakoś inaczej to ustawić ale odpadłem - serio - jedyne co mógłbym zrobić z czystym sumieniem to razem z cała ekipą po prostu te "psie" dzieci stamtad zabrać i przywieźć do DOMU.
Nie trudno się z toba zgodzić. Jakoś nigdy nie patrzyłem na ten problem z tej strony. Ale fakt. Dzieciaki wracaja w wyuczny schemat zachowań, po godzinie zajęć z psami i często nasza praca nie daje efektów. Mam na myśli oczywiście zajęcia np. z pedagogiki zabawy bądz takie które mają konkretny plan i cel.
Z drugiej strony jeśli sa to tylko spotkania tzw. wizyty psów u dzieciaków to nie ma to takiego oddzwięku.
Cytat:
Niestety bardzo podobnie to widzę w przypadku zajęć w placówkach specjalnych (wady, oóźnienia) etc. Terapeuta "robi dobrze" sobie ... prowadzi fascynujace zajęcia, tyle, że potem dzieciak wraca do domu - won do łóżka i bujaj sie jasiu bo nie mamy czasu na jakies glupoty ...
To jest chory układ - naprawde. I nieszczescie moim zdaniem wynika w polskich warunkach z "grzechu pierwotnego" - zooterapia rozkręcona została w Polsce przez ludzi od psów a nie ludzi od ludzi ...
Widzisz, wszystko zalezy od tego jaki stosunek i jak daleko do współpracy chetni są sami pracownicy takiego ośrodka. Andrzej z Łodzi (Ama Canem) może chyba cos o tym wiecej powiedzieć, bo jego program w placówkach poprawczych sprawdza się.
Otwartość na wspólną pracę to podstawa.
Cytat:
I dopóki nie walniemy się wszyscy mocno młotkiem w głowę i nie powiemy: OK - to trzeba zacząć od zdrowego, czystego źródła to będziemy się kręcić w kółko i zgrzytać zębami na kolejne chore pomysły pn. "zawód dogo"
etc.
Dla mnie kolejność jest taka:
lekarz
pedagog
fizjoterapeuta
psycholog
spec od resocjalizacji
pracownik socjalny
inne "ludzkie"
zawody ...
rozumie, docenia, potrafi ... ma doswiadczenie w pracy z np. psami.
Poniewaz na wieksza skale prowadzenie zajęć z kilkoma psami i jeszcze trzymanie ich w domu
to fikcja wiec on zaprasza do wspolpracy przewodnika psa. Sprawdza jego kwalifikacje, okresla zapotrzebowanie i ruszają.
Dokładnie tak samo jak kierownik budowy postepuje z ekipą cieśli czy murarzy.
I nie ma innej drogi
Wiemy przecież wszyscy jak to jest w pracy z ludźmi - zwłaszcza z dziećmi. Ile "się dzieje" natychmiast po tym jak zaczynamy i wprowadzamy psa. Jakiej ogromnej wiedzy i doświadczenia wymaga ogarnięcie tego co sie dzieje.
A jak jest w praktyce też juz wszyscy wiecie.
Pedagog z 10 letnim stażem ale nie majacy bladego pojęcia o zjawiskach "psio-dzieciecych" robi zajęcia z "dogoterapeutą" - cieślą (specjalnie wybralem ten zawod bo sam tez cieśla jestem poza wszystkim, zeby nikt nie poczuł sie dotkniety
) po rocznym kursie ... i psem z 6 certyfikatami który nawet mówic potrafi
...
I co?
Ano pedagog stoi w kacie albo idzie na kawę bo przeciez "tamten" to fachura od psów a nie on. A "tamten" zaczyna swój balet pt. "to teraz dzieci bedziemy robić sztuczki" ... i wszystko gra - jesli to lekcja pt. "pies - czlowiek" w normalnej grupie zdrowych dzieciakow w szkole czy przedszkolu. Super!
Ale wiemy wszyscy ze tak pracuje sie masowo z koszmarnie trudnymi pacjentami. Robia to ludzie kompletnie nieprzygotowani, którzy nie mają bladego pojęcia o tym co sie wokół nich dzieje i na dodatek na hasło - "ucz się" żywcem cię zeżrą bo "ucz się" oznacza na poczatek - weź sie czlowieku za siebie!
...
Piszę to wszystko chyba juz po raz setny majac wrażenie, że niewiele z tego wynika. Ale moze przy 102 razie coś wyniknie
???
Jeśli nie zbiorą sie wreszcie do kupy ludzie z solidnym przygotowaniem zawodowym i jednoczesnie doswiadczeni w pracy z psem i nie wbiją wszystkim do głowy, że "trzeciej drogi nie ma" to bedzie kicha ...
No i tu musze sie z tobą zgodzic w 100%
Ja osobiście nie widze zadnych podstaw merytorycznych do powolania zawodu dogo via kyno w Polsce na tym etapie komunikacji miedzy ludźmi pracujacymi w tymze temacie.
Cytat:
A na koniec coś pozytywnego
hehe!
Oczywiscie to co napisalem na poczatku - ma swoj koniec.
Rozkręcilismy po prostu prace z dzieciakami tylko takimi, które trafily juz do adopcji albo rodziny zastepczej albo mają własnie tam trafić. Problemów jest od groma ale to zupełnie inny świat. Praca z
cała rodziną
na okragło. Z ludźmi, którym zależy i którzy chłoną wiedzę jak gąbka bo po prostu zależy im na tych dzieciakach.
Kiedyś napisze o tym przy innej okazji
Chociaż to mnie podbudowało
Leszek
Wysłany: Śro 18:08, 13 Wrz 2006
Temat postu:
no i własnie
Mam nadzieje, że nie odebrałas tez mojego tekstu jako jakiegoś "puszenia się niewiadomo jakiego superfachowca" ... chodzi mi jedynie o to, ze świat jest tak momentami trudny do ogarnięcia, jesli traktuje sie go z humorem ale i odpowiedzialnościa
, ze trzeba sie jakos po partnersku podzielić rolami - "ty od tego, ja od tego - RAZEM tworzymy ZESPÓŁ" czyli wartość nadrzedną bo bez - mówiąc madrze
- kompleksowości i interdyscyplinarności będziemy zawsze chałturnikami
to czym sie zajmujemy ma w sobie jakieś diabelsko-boskie przesłanie
... ja przez całe życie nie nabawiłem sie tylu wrogów ... i jednoczesnie nie zrobiłem tylu niesamowicie cudownych rzeczy - jak przez tych pare lat, gdy zajmuje sie z pracą z psami ... będąc z natury raczej przebojowym osobnikiem
odebrałem lekcje pokory po której nie wiem czy nie powinienem zapisać sie w kolejce do jakiej beatyfikacji alboco
... i coś z tym wszystkim musimy kurcze RAZEM zrobic - albo ten potencjał przepieprzymy albo ??? ...
Dymkowa
Wysłany: Śro 11:38, 13 Wrz 2006
Temat postu:
cytat:
Dla mnie kolejność jest taka:
lekarz
pedagog
fizjoterapeuta
psycholog
spec od resocjalizacji
pracownik socjalny
inne "ludzkie" Wink zawody ...
rozumie, docenia, potrafi ... ma doswiadczenie w pracy z np. psami.
Poniewaz na wieksza skale prowadzenie zajęć z kilkoma psami i jeszcze trzymanie ich w domu Wink to fikcja wiec on zaprasza do wspolpracy przewodnika psa. Sprawdza jego kwalifikacje, okresla zapotrzebowanie i ruszają.
Zgadzam się w 100%. U nas w Fundacji ja odpowiadam za psy, ich testowanie i szkolenie etc. I nigdy w życiu nie pokusiłabym się o powiedzenie, że jestem "dogoterapeutką" czy (tfu, co za nowotwór) "kynoterapeutką" albo o prowadzenie samodzielnych zajęć. Ja się po prostu zajmuję psami, przede wszystkim, dopiero na bazie tego, poniekąd na doczepkę, uczestniczę w zajęciach jako zwykła wolontariuszka, żaden spec ...
Leszek
Wysłany: Śro 10:56, 13 Wrz 2006
Temat postu:
O kurcze ale w temat rzekę sie to przerodziło
Powiem coś co pewnie Wam sie nie spodoba. Myśmy po paru latach doświadczeń takich jak te opisane przez Was i gorszych
odpuścili temat placówek.
Doszliśmy do wniosku, że robimy dzieciom wiecej krzywdy niż pozytku i na dodatek sami się wypalamy kompletnie bez sensu.
Nie moze być tak, że terapeuta uruchamia w dzieciaku jakieś fajne procesy, razem sie nakrecaja i jest OK ... na zajęciach ... a potem nasz człowiek idzie do domu a dzieciaka ostro wstawiają spowrotem w tryby placówki. To generuje koszmarne problemy.
Te dzieci placówkowe mają super schematy przystosowawcze wyuczone na blache. My im je rozpieprzamy w drobny mak bo ta cholerna praca z psami tak własnie działa! I potem zostawiamy na lodzie. Niestety - tak to działa. Ja już próbowałem dziesiatek sposobów, żeby jakoś inaczej to ustawić ale odpadłem - serio - jedyne co mógłbym zrobić z czystym sumieniem to razem z cała ekipą po prostu te "psie" dzieci stamtad zabrać i przywieźć do DOMU.
Niestety bardzo podobnie to widzę w przypadku zajęć w placówkach specjalnych (wady, oóźnienia) etc. Terapeuta "robi dobrze" sobie ... prowadzi fascynujace zajęcia, tyle, że potem dzieciak wraca do domu - won do łóżka i bujaj sie jasiu bo nie mamy czasu na jakies glupoty ...
To jest chory układ - naprawde. I nieszczescie moim zdaniem wynika w polskich warunkach z "grzechu pierwotnego" - zooterapia rozkręcona została w Polsce przez ludzi od psów a nie ludzi od ludzi ...
I dopóki nie walniemy się wszyscy mocno młotkiem w głowę i nie powiemy: OK - to trzeba zacząć od zdrowego, czystego źródła to będziemy się kręcić w kółko i zgrzytać zębami na kolejne chore pomysły pn. "zawód dogo"
etc.
Dla mnie kolejność jest taka:
lekarz
pedagog
fizjoterapeuta
psycholog
spec od resocjalizacji
pracownik socjalny
inne "ludzkie"
zawody ...
rozumie, docenia, potrafi ... ma doswiadczenie w pracy z np. psami.
Poniewaz na wieksza skale prowadzenie zajęć z kilkoma psami i jeszcze trzymanie ich w domu
to fikcja wiec on zaprasza do wspolpracy przewodnika psa. Sprawdza jego kwalifikacje, okresla zapotrzebowanie i ruszają.
Dokładnie tak samo jak kierownik budowy postepuje z ekipą cieśli czy murarzy.
I nie ma innej drogi
Wiemy przecież wszyscy jak to jest w pracy z ludźmi - zwłaszcza z dziećmi. Ile "się dzieje" natychmiast po tym jak zaczynamy i wprowadzamy psa. Jakiej ogromnej wiedzy i doświadczenia wymaga ogarnięcie tego co sie dzieje.
A jak jest w praktyce też juz wszyscy wiecie.
Pedagog z 10 letnim stażem ale nie majacy bladego pojęcia o zjawiskach "psio-dzieciecych" robi zajęcia z "dogoterapeutą" - cieślą (specjalnie wybralem ten zawod bo sam tez cieśla jestem poza wszystkim, zeby nikt nie poczuł sie dotkniety
) po rocznym kursie ... i psem z 6 certyfikatami który nawet mówic potrafi
...
I co?
Ano pedagog stoi w kacie albo idzie na kawę bo przeciez "tamten" to fachura od psów a nie on. A "tamten" zaczyna swój balet pt. "to teraz dzieci bedziemy robić sztuczki" ... i wszystko gra - jesli to lekcja pt. "pies - czlowiek" w normalnej grupie zdrowych dzieciakow w szkole czy przedszkolu. Super!
Ale wiemy wszyscy ze tak pracuje sie masowo z koszmarnie trudnymi pacjentami. Robia to ludzie kompletnie nieprzygotowani, którzy nie mają bladego pojęcia o tym co sie wokół nich dzieje i na dodatek na hasło - "ucz się" żywcem cię zeżrą bo "ucz się" oznacza na poczatek - weź sie czlowieku za siebie!
...
Piszę to wszystko chyba juz po raz setny majac wrażenie, że niewiele z tego wynika. Ale moze przy 102 razie coś wyniknie
???
Jeśli nie zbiorą sie wreszcie do kupy ludzie z solidnym przygotowaniem zawodowym i jednoczesnie doswiadczeni w pracy z psem i nie wbiją wszystkim do głowy, że "trzeciej drogi nie ma" to bedzie kicha ...
A na koniec coś pozytywnego
hehe!
Oczywiscie to co napisalem na poczatku - ma swoj koniec.
Rozkręcilismy po prostu prace z dzieciakami tylko takimi, które trafily juz do adopcji albo rodziny zastepczej albo mają własnie tam trafić. Problemów jest od groma ale to zupełnie inny świat. Praca z
cała rodziną
na okragło. Z ludźmi, którym zależy i którzy chłoną wiedzę jak gąbka bo po prostu zależy im na tych dzieciakach.
Kiedyś napisze o tym przy innej okazji
Hekatte
Wysłany: Nie 0:35, 16 Lip 2006
Temat postu:
Nie tylko u nas czy w Warszawie problem braku zainteresowania dziećmi jej duży. Dla mnie osobiście przerażające jest, że te dzieciaki nie mają najmniejszych szans na lepsze życie, bo już na starcie ogranicza się im dostęp do...chociażby słowotwórstwa, poszerzania wiedzy ogólnej, adaptacyjnej.
Jest u nas taki dom dziecka gdzie z środków UE wyposażono sale zabaw w najnowoczesniejsze zabawki edukacyjne, rozwijajace umiejętności manualno-słowne. I co? Ano nic, zamknięta przez 6 dni w tygodniu, a udostepniana dzieciakom tylko raz w tygodniu i to na 2 godziny. Wiecie kiedy? W wakacjw, kiedy jest mało dzieciaków i nie trzeba ich pilnować. Ot oszczednośc, tylko na czym ja sie pytam? Te dzieciaki będą potem funkcjonować w świecie. Tylko jaka jakośc ich funkcjonowania będzie?
Dymkowa
Wysłany: Pon 10:18, 10 Lip 2006
Temat postu:
Hekatte napisał:
Praca jest bardzo trudna bo:
-Jest zgoda dyrektora na wizyty, ale dyrektor nie wglebia sie w szczegoly.
-Nie bylo nawet zainteresowania jak sa zajecia prowadzone i co sie dzieje podczas zajec.
- Na poczatku próbowano zostawiac zespol sam na sam z dziecmi, na co kategorycznie sie nie zgodzilismy. Wywalczylismy to ze na zajeciach sa opiekunowie-czyt. wychowawcy.
(...)Pracujemy nadal ale jest na prawde ciezko jak sie nie ma poparcia, czy tez wsparcia od osob ktorym powinno zalezec na tych dzieciakach. Tym bardziej ze widzimy niesamowity skok jaki te dzieciaki zrobily.
Ech...
A myślałam, że to jest tylko nasz problem ...
Hekatte
Wysłany: Nie 12:13, 09 Lip 2006
Temat postu:
Ok, troche szczegułów ale nie dokładnie do końca bo Ustawa o ochronie danych itp, itd.
Dom dziecka dosc typowy. Dzieciaki traktowane sa na zasadzie równe i równiejsze. WIdac to po stosunku opiekunow do dzieci. Te ktore maja jakies zaburzenia traktowane sa gorzej, te ktore komunikuja normalnie lepiej. Ot podzial.
Grupa wolontariuszy z psami zostala poproszona o WIZYTY, raz w tygodniu. Maja to byc zwykle wizyty, nie terapia. I takimi nie sa. Poniewaz wychodzimy z zalozenia ze jeden pies+przewodnik +profesjonalista, zespol liczy 9 osob.
Zesol nie ma zadnego wgladu do kart dzieci, nie ma stalego kontaktu z jakimkolwiek czlowiekiem odpowiedzialnym za diagnoze. A jeszcze jedno: zespol chodzi na spotkania raz w tygodniu od ponad 6 miesiecy.
W wizyty wprowadza elemnenty zabawy pedagigicznej, wedlog ustalonego "na oko" zakresu potrzeb dzieciakow. Praca jest bardzo trudna bo:
-Jest zgoda dyrektora na wizyty, ale dyrektor nie wglebia sie w szczegoly.
-Nie bylo nawet zainteresowania jak sa zajecia prowadzone i co sie dzieje podczas zajec.
- Na poczatku próbowano zostawiac zespol sam na sam z dziecmi, na co kategorycznie sie nie zgodzilismy. Wywalczylismy to ze na zajeciach sa opiekunowie-czyt. wychowawcy.
- Udalo sie nam zaangarzowac w zajecia wspolne wychowawcow.
-Udalo nam sie tez uzyskac zgode dyrektora na przeprowadzenie niezaleznej diagnozy przez specjaliste z zewnatrz w przypadku 5 dzieci, ktore zostaly objete opieka specjalistycznych poradni.
I tyle pracy u podstaw.
Pracujemy nadal ale jest na prawde ciezko jak sie nie ma poparcia, czy tez wsparcia od osob ktorym powinno zalezec na tych dzieciakach. Tym bardziej ze widzimy niesamowity skok jaki te dzieciaki zrobily.
Ech...
Leszek
Wysłany: Sob 12:52, 03 Cze 2006
Temat postu:
Hekatte napisał:
Wiek dzieci to 4-6 lat.
Czesc jest z rodzin patologicznych-alkoholowych, narkomanskich itp. Niektóre maja Fas, inne cos maja ale nie miał je kto zdiagnozować z powodu braku wykwalifikowanego personelu.
Zaburzenia mowy, ubustwo słowne, problemy z kojarzeniem, nie mówiac juz o korzystaniu z ....np. piłki, ktore to braki sa na porzadku dziennym.
No tak czyli tzw. normalka ale glownie chodzilo mi o wiek ... takze o to czy dzieci spedzily juz w placowce X lat czy tez przed chwila tam trafily ...
Zdecydowanie potraktowalbym tego dzieciaka indywidualnie ... piszesz o braku diagnozy etc ... niemniej w tym wypadku od tejze diagnozy i pracy indywidualnej bym zaczal ...
A w ogole to musimy zaczynac od takiego tematu rzeki ?
Piotr - przeciez to jest na godzine pisania
Opisales pewien wycinek - a trzeba by calosc bo inaczej wrozymy z fusow
- zobacz jak "ja to widze" na podstawie tego co napisales:
Mamy przecietny dom dziecka - w tym domu grupe w sumie niedawno przyjetych tam malych dzieci. Guzik o nich wiemy. Nie mamy nie tylko specjalistycznej diagnozy medyczno-psychologicznej ale nawet historii zycia tych dzieci. A jesli mamy to spoko mozemy w 80% wypieprzyc ja do kosza bo ... dobra ... nic
.
I teraz dowiaduje sie, ze przychodzi ekipa z psami po to, zeby prowadzic specjalistyczne zajecia ukierunkowane co prawda na startowe abecadlo czyli prace z koncentracja ale czytam ze to ma byc "ugruntowanie" etc ...
Zupelnie nie wiem czy te zajecia trwaja juz dwa miesiace czy tez sprawa z malym wyskoczyla juz na poczatku ... etc etc ...
Zupelnie nie wiem czy te prace poprzedzila praca wstepna indywidualna czy w grupie, ktora skoncentrowana byla na poznaniu dzieci, nawiazaniu kontaktu etc. i terapie kontaktową chocby - z tego co "wiem" to nie
... jesli by byla to sprawa z malym wyszla by przy pierwszym podejsciu ... czytam o celowych zajeciach i widze male zwierzatka - bo takie sa co najmniej w polowie dzieci swiezo przyjete do DDZ - niektore są juz troche spacyfikowane domodzieckowo, inne nie ... pojawia sie problem - problem moze w 50% byc bardzo typowa reakcja wynikajaca z total lęku
- moze takze byc wynikiem powaznych zaburzen neurologicznych ...
luuudzie - ratunku
tu sie naprawde nie da nic powiedziec na podstawie tych danych poza moim zdaniem oczywistoscia czyli ze dziecko pod pache i z sali ... i do roboty ...
Ale mysle, Piotr, ze warto Cie pomeczyc o dokladniejszy opis i warto tez zebysmy my sie pomeczyli bo ta sytuacja to wierzcholek gory lodowej problemow domodzieckowych a jesli juz zaczynamy tak z grubej rury to wezmy sie za to powaznie - mnie sie akurat chce bo nada to temu forum poziom profesjonalny - i moze bedzie w koncu takie miejsce gdzie bedzie mozna sensownie wymienic doswiadczenia w gronie ludzi myslacych a nie odpowiadac na debilne pytania: "ceeeeesc - jestem zyzio i mam pieska amstafka - gdzie moge zrobic uprawnienia do dogo??"
Masz tu Majke, Marte i mnie czyli trojke najwiekszych w PL ortodoksow tezy ze takiego profesjonalizmu jak w pracy zooterapeutycznej to potrzeba wylacznie w pracy kardiochirurga i sapera
Drugi raz taka ekipa sie tak latwo nie zbierze
- wiec sie męcz
Hekatte
Wysłany: Sob 0:29, 03 Cze 2006
Temat postu:
Wiek dzieci to 4-6 lat.
Czesc jest z rodzin patologicznych-alkoholowych, narkomanskich itp. Niektóre maja Fas, inne cos maja ale nie miał je kto zdiagnozować z powodu braku wykwalifikowanego personelu.
Zaburzenia mowy, ubustwo słowne, problemy z kojarzeniem, nie mówiac juz o korzystaniu z ....np. piłki, ktore to braki sa na porzadku dziennym.
Leszek
Wysłany: Pią 22:00, 02 Cze 2006
Temat postu:
Bede marudny
i spytam o wiek dzieci, poziom intelektualny ( w podtekscie czy norma czy to jakas spec grupa - nie tlumacz ze w DDZ sa generalnie normalne
bo wiem ze teoretycznie tak
- pytam o stan faktyczny
)
no i wtedy byśmy pogadali ... natomiast tak od reki i na wariata bez tych danych to misiaczka zabralbym z zajec ogolnych i skierowal do pracy indywidualnej na dziendobry
Majka
Wysłany: Śro 15:47, 31 Maj 2006
Temat postu:
Szczerze? Trudno jest jednoznacznie zareagować w takiej sytuacji.
To jest troche tak jak w szkole na lekcji. Cała klasa bierze udział w zajęciach a jedna tylko osoba dezorganizuje wszystko.
Co ja bym zrobiła?
Po pierwsze większą uwagę bym zwrócila na to włąśnie dziecko, rozdzielając głaskanie za dobrze wykonane czynności związane z pracą w grupie.
Tzn. Nie ma nagrody w pstacji przytulania psa, czy tez głaskania jeśli nie ma wspólpracy z grupą. Jest porządane zachowanie , jest nagroda.
Konsekwentnie i stanowczo, ale bez jakiegoś szczególnego "wyróżniania" tego dziecka, gdyz to "wyróżnienie" już samo w sobie będzie nagrodą.
Wdłóg zachodnich standardów, zajęcia powinny się zakończyć w momencie gdy dziecko wykazuje zachowania agresywne wobec zwierzaka. Nie do końca się z tym zgodzę. Bo w tym momencie cała grupa ponosi konsekwencje zachowania jednostki.
To takie moje bardzo luźne przemyślenia.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin